Ten rozdział jest zdecydowanie luźniejszy od poprzednich, taki jednak był i zamiar.
~
Prostokątne, wysoko osadzone i nieduże
okna o ciemnych ramach. Idealne w swej prostocie białe ściany,
pokryte licznymi i ciągle przybywającymi przybrudzeniami. Sufit w
odcieniu perfekcyjnej bieli. Podkreślająca specyficzne stukanie
obcasów Amelie podłoga, której stan wskazywał na ewidentne
zużycie lub brak kompetentnej sprzątaczki. Siedziba tutejszych
funkcjonariuszy, komisariat policji w Tokio. I budynek dawniej znany
przeze mnie lepiej, niż mój własny dom.
- Przywołuje wspomnienia, prawda,
Samuelu? - zagaiła prowadząca mnie pewnie kobieta. Uśmiechnąłem
się mimowolnie, kiedy kilku mijających nas policjantów zatrzymało
się wpół kroku, by przez dłuższą chwilę stać i cieszyć oczy
widokiem przełożonej. Strój służbowy nijak nie odbierał jej
elfiego uroku.
Nie rozglądałem się. Niemalże nic
nie zmieniło się w tym miejscu od czasu, gdy opuściłem je przed
laty. Nie było tu więc niczego, na co warto byłoby zwrócić
uwagę. Omijaliśmy szeregi zamkniętych bądź nie drzwi,
sukcesywnie zbliżając się w doskonale znane mi rejony. Kiedy
stanęliśmy pomiędzy plastikową ławką, której cztery nogi
rozkraczały się dumnie na powierzchni pięciu tysięcy siedmiuset
centymetrów kwadratowych, a wiekiem dorównującym samej placówce
automatem z bezsmakową kawą za trzydzieści yenów kubeczek,
ujrzałem drewniane wrota. Jasne, porysowane gdzieniegdzie, z owalną
klamką, po temperaturze wnioskując metalową. Przekręciłem ją
lekko, a po ustąpieniu pchnąłem, od razu robiąc krok do przodu.
Widok, jaki zastałem, nie zaskoczył mnie ani trochę.
Cóż, powiadają, iż pierwsze
wrażenie jest najważniejsze. Gdybym tą właśnie zasadą się w
tym przypadku pokierował, odwróciłbym się na pięcie i wyszedł.
Jakby jednak mój rozum działał wtedy odrobinę choć sprawniej,
prawdopodobnie zrobiłbym dokładnie to samo.
Trzech chłopców - bo mężczyznami z
całą pewnością nie można było ich nazwać - zamarło w
najzupełniejszym bezruchu, wlepiając żałośnie przerażone oczy
we mnie oraz moją towarzyszkę, swoją drogą bardzo w chwili
obecnej zdegustowaną. Każdy z nich w rękach niósł po stosie
bardziej lub mniej pozaginanych kartek, których pełno było również
u ich stóp. Pokryte dokumentami zresztą zostały też jeden z dwóch
stolików do kawy i pufy. Zastanawiałem się przez moment, skąd
wzięli tak ogromną ilość papierów, zaraz sobie jednak
przypomniałem, kto obok mnie stoi. Amelie chyba nie zamierzała
nawet zmieniać swoich jakże kłopotliwych zwyczajów.
Moja była uczennica niezdradzającym
żadnych nerwów krokiem podeszła do najbliżej stojącego osobnika
i zabrała ze szczytu stosiku jedną kartkę.
- Co ma znaczyć czytanie moich
notatek, Mikou? - Od tonu jej głosu spadła temperatura otoczenia,
niemalże poczułem przechodzące po plecach młodych Japończyków
ciarki. Nie odczuwałem potrzeby wtrącania się do nieswoich spraw,
toteż biernie obserwowałem całą sytuację. Mikou był drobny i
niewysoki, niższy od Amelie o głowę. Posturą przypominał
bardziej nastolatka, niżeli ponad dwudziestolatka i niepoinformowana
o jego wieku jednostka zapewne właśnie w takim przedziale wiekowym
by go umieściła. Jego sytuacji nie poprawiały długie, dziewczęce
wręcz srebrne włosy i duże jasnoniebieskie oczy. Innymi słowy,
wyglądał bardzo, bardzo nietypowo.
- To... To nie tak, pani Saburo... Po
prostu...
- To nie nasz pomysł, pani Saburo,
tylko Shuuriego... - Z pomocą przyszedł mu kolega. - On powiedział,
że od dzisiaj przecież my zajmiemy się tą sprawą i powinniśmy
dowiedzieć się wszystkiego, a najwięcej dowiemy się z pani...
- Bardzo licznych zresztą - wtrącił
kolejny.
- I pouczających - dodał pośpiesznie
Mikou.
- ... notatek - kontynuował swą myśl
kolega. - Shuuri mówił, że pani się zgodziła je nam
udostępnić, więc...
- Nekoishi, Kotoba, dlaczego
przynosicie mi wstyd przy tak ważnym gościu i odzywacie się
niepytani? - przerwała im kobieta. - Gdzie jest Mikou?
- Cześć wam wszystkim! - Usłyszałem
tuż obok ucha. Skrzywiłem się i odsunąłem, gdy ktoś mnie
potrącił, a następnie wparował do środka.
- Dowiedziałem się co-nieco o tym
gościu, co ma nas uczyć i... O, dzień dobry pani. Czemu ma
pani taką pochmurną minę, stało się coś? O, i panu też dzień
dobry! Nie wiem, czym zawdzięczamy tę wizytę, ale - Wyciągnął w
moją stronę rękę. - nazywam się Shuuri Mikou, miło mi pana
poznać!
- Samuel Suginami - przedstawiłem się,
z miejsca zauważając wyraźne podobieństwo pomiędzy
najprawdopodobniej braćmi. Uściślając, jedyną na pierwszy rzut
oka widoczną różnicą był wzrost. - Sądziłem, iż lepiej
radzisz sobie z dyscyplinowaniem podwładnych, Amelie.
Doskonała w swoim fachu policjantka
odetchnęła głęboko, a w jej oczach pojawiło się coś na kształt
gniewu, choć pewien byłem, iż taka uwaga do gniewu doprowadzić
jej nie może. Za to do zaprzestania tracenia czasu i chwilowego
zapomnienia o jakże istotnych notatkach - jak najbardziej.
- Do szeregu - wydała polecenie, a po
jego wykonaniu rozpoczęła swoistą przemowę. - Chciałabym
przedstawić wam pana Samuela Suginamiego, waszego przełożonego na
czas trwania sprawy seryjnego mordercy, którą wam przydzielam i z
którą z całą pewnością już się odpowiednio zapoznaliście.
Samuelu, oto Twoi podopieczni: Kazuma Kotoba, Akihito Mikou, Shuuri
Mikou oraz Ryuuji Nekoishi. Wierzę, iż pan Suginami pomoże wam
doprowadzić śledztwo do końca, słuchajcie jego wskazówek i
odnoście się do niego z należytym szacunkiem.
Bardziej niż zwykle oficjalny, suchy
głos rudowłosej i zmrużone lekko i groźnie oczy nie pozwoliły
początkującym na zbyteczne komentarze.
- Poznajcie się - poleciła. - I
posprzątajcie. Jeżeli choć jedna notatka nie będzie na swoim
miejscu, każdego z was czterech czeka degradacja. Czy wyraziłam się
jasno?
Grupa była jednomyślna.
Grupa była jednomyślna.
- Tak.
~
Pomieszczenie stało się
sterylne.
Jeżeli ktokolwiek myśli,
iż następną część dnia spędziliśmy na wzajemnym poznawaniu
się, zabawie i tańcach, muszę powiedzieć, że jest to nad wyraz
naiwna jednostka. W zupełności wystarczyła mi wiedza, którą
zdobyłem w czasie obserwacji. Za to feralna, siedząca teraz nad
kartkami papieru (wyjątkowo niebędącymi własnością panny
Saburo) czwórka wydawała się wybitnie zainteresowana moją osobą.
Nie powiem, ułatwiało to zadanie, choć definitywnie mi się nie
podobało. Odkąd przestałem pracować odwykłem od nadmiaru uwagi i
tak gwałtowny powrót był dla mnie nadzwyczaj irytujący.
- Co mamy z tym zrobić,
panie Suginami? - zapytał w końcu zrezygnowany Akihito.
- Nie powinniśmy zajmować
się śledztwem? - dorzucił swoje trzy grosze Kotoba, średniego
wzrostu brunet.
- Właśnie to robicie -
odpowiedziałem maniakalnie spokojnym tonem, nie mając zamiaru im
niczego ułatwiać.
- Panie Suginami, nie chcę
być niegrzeczny, ale te kartki są... czyste. - Jako dowód dla
swoich słów wysoki i ciemnowłosy Nekoishi wzniósł w górę
papier swój i sąsiada.
- Są - potwierdziłem. - W
związku z tym?
- Ja wiem! - Spuściłem na
sekundę głowę i przymknąłem oczy, słysząc to zdanie. Nie
wiedział.
- Ja wiem - powtórzył. -
To podpowiedź! Chodzi o to, że wszystko jest częścią niczego,
cały świat jest częścią niczego, a skoro jest częścią niczego
- nie istnieje, co oznacza...
Co oznacza, iż Amelie nie
nauczyła ich nawet podstaw. Poczułem zawód, to będzie
trudniejsze, niż mi się wydawało. Ale w porządku, dobrze.
Potrzebuję zajęcia, by nie myśleć.
Zabrałem ze stolika jego
kartkę, uniosłem i palcem wskazującym zwróciłem uwagę moich
uczniów na zagięcie w rogu. Spostrzegli je, nie było zresztą w
żaden sposób zakamuflowane.
- Fragmenty zwykle są
ukryte w najbardziej niepozornym miejscu - zacząłem, prostując
zagięcie i ukazując kilka niedużych dziurek. - A układanki nie
ułoży się, jeżeli zaginie choć jeden.
- Twierdzi pan, że śledztwo
jest równie proste jak ułożenie głupiej układanki? - prychnął
niezadowolony czarnowłosy.
Uśmiechnąłem się pod
nosem. Podszedłem do niskiej szafy, wyciągnąłem z kieszeni mały
leciutko wygięty kluczyk i otworzyłem mebel. Niemalże natychmiast
zlokalizowałem poszukiwany przedmiot.
- Zadanie, Kotoba.
Położyłem na stoliku
pudełko z puzzlami w liczbie dziesięciu tysięcy elementów.
~
- Niemożliwe...
- Co teraz?
- Kazuma, przydaj się na
coś, to Twoja wina!
- Nie chcę stracić
pracy...
- Przyklejmy tam jakąś
karteczkę.
- Masz niebieski papier?
- Szlag, nie. Co farbuje na niebiesko?
- Szlag, nie. Co farbuje na niebiesko?
- Farba?
- Tak, baranie, farba, ale
coś poza tym?
- Nie wiem.
- Borówki!
- Nie mamy borówek!
- Szlag, szlag, szlag,
szlag, szlag. Weźcie się do roboty i szukajcie!
- Aki, właź na szafę,
może tam jest.
- Dlaczego ja? I dlaczego
miałby być na szafie?
- Jeden, jesteś najmniejszy i będziesz mógł się tam swobodnie poruszać. Dwa, wszędzie indziej szukaliśmy.
- Jeden, jesteś najmniejszy i będziesz mógł się tam swobodnie poruszać. Dwa, wszędzie indziej szukaliśmy.
- Nie wejdę na szafę.
- Dlaczego?
- Bo go tam nie ma.
- Skąd wiesz, że nie ma?
- Ryuuji, czemu męczysz mi
braciszka? Sam tam wejdź, jesteś taki chętny przecież.
- Jestem za duży, będzie
mi za ciasno, nawet jeżeli się zmieszczę.
- Przykro mi, że Twoje
życie seksualne jest niesatysfakcjonujące, na Twoim miejscu
zastanowiłbym się nad zmianą partne...
- Shuuri!
- Co?
- Mamy ważniejsze sprawy na
głowie niż życie seksualne Ryuujiego!
- Aki, brat Cię psuje...
- Wy naprawdę chcecie
stracić tę robotę?!
- Nie no, jasne, że nie, ale co zrobimy?
- Nie no, jasne, że nie, ale co zrobimy?
- Sprawdź ktoś tę szafę.
- Hej, Kazuma, jesteś
najniższy po Akim, Ty wejdź na szafę.
- Nie ma niczego na szafie,
skąd wytrzasnęliście taki pomysł?!
- Dziesięć minut!
- Dziesięć minut?
- Dziesięć minut?
- Dziesięć minut do końca,
pośpieszcie się!
Takie mniej więcej dźwięki
słychać było na korytarzu, przy drzwiach mieszczących się
pomiędzy starym automatem z kawą za trzydzieści yenów kubeczek
oraz również niemłodą plastikową ławką. Na tym meblu właśnie
siedziałem ja, popijając bezsmakowy płyn i czekając, aż moim
podopiecznym skończy się czas na złożenie głupiej układanki.